piątek, 16 listopada 2018

1. Pack yourself


1. Pack yourself


Godzina.

Dokładnie tyle czasu zostało do odjazdu pociągu, a Elizabeth była, jak to mawiała jej przyjaciółka Penelope, w totalnym proszku. Poppy, bo tak wszyscy nazywali Penelope, będąc w podobnej, o ile nie gorszej sytuacji, prawie płakała nad porozrzucanymi po całej sypialni ubraniami.

- Mówiłam żebyśmy spakowały się wczoraj… Jeśli pociąg odjecie bez nas…

- Nie odjedzie, nie odjedzie. Moja intuicja mówi mi, że będziemy tam na czas, a wszyscy jeszcze zaczną nam bić brawo. – Poppy zatrzasnęła energicznie kufer i symbolicznie otrzepała ręce. – A poza tym, nie marudź. Twoja impreza pożegnalna była ekstra. Przecież nie mogłyśmy jej przegapić przez jakieś głupie pakowanie.

- Dobra, dobra, nie gadaj tyle tylko pomóż mi z tym cholerstwem. – mówiąc to Liz wskazała na kufer, który mimo jej ogromnych starań nie miał zamiaru się zamknąć, zresztą tak jak jej współlokatorka.

- Mhm… A tak przy okazji, jak tam twoja schadzka z Alexem? Jak wróciłam to już smacznie spałaś. Mocno cię wymęczył? – na twarzy Poppy pojawił się dwuznaczny uśmieszek, ale Liz jedynie przewróciła oczami słysząc pytanie przyjaciółki. 

- Wymęczyło mnie raczej tańczenie i alkohol, który we mnie wlewałaś.

- Jak to? Jednak nie skończyliście u niego? – dziewczyna przecząco pokręciła głową, a Penelope zachichotała  – Czyli na nic te jego żółte tulipany.

- Co? Przecież ja nie cierpię tulipanów… Jak to u niego?!
- Ja to wiem, ale jak powiedziałam mu, że najbardziej lubisz róże, to rzucił coś w stylu „E tam, na pewno woli tulipany.” i sobie poszedł. Facetowi nie przetłumaczysz. – przyjaciółka dalej patrzyła na nią zdezorientowana. – No laska no, chłop chciał wam jakiś miły wieczór zaaranżować. – Liz słysząc to, prawie spadła z kufra, na którym w tamtej chwili siedziała.

- Mówisz o tym, o czym myślę, że mówisz?

- Mówię o tym, o czym myślisz, że mówię.

Przez chwilę mierzyły się spojrzeniami, po czym obie zaczęły się śmiać. Po chwili jednak zamilkły i skupiły swój wzrok na zapakowanych już kufrach. - Pociąg!

Kiedy w ekspresowym tempie wskoczyły do pociągu w końcu mogły odetchnąć z ulgą. Liz odgarnęła kosmyk włosów ze spoconego czoła. Ku uciesze większości pogoda ostatniego dnia szkoły dopisywała. Słońce świeciło wysoko, a uczniowie myśleli już tylko o wylegiwaniu się na plaży. Mimo, że Liz podobała się możliwość noszenia krótkich i przewiewnych sukienek, to tęskniła za typową angielską pogodą. Nienawidziła towarzyszących latu przylepiających się do ciała ubrań, komarów, oparzeń słonecznych, które tylko czyhały na jej jasną karnację. Poza tym w lecie musiała co chwilę wiązać włosy, za czym szczególnie nie przepadała. Tak, Elizabeth była zdecydowanie fanką chłodniejszych pór roku, Bożego Narodzenia, śniegu, półbutów, stylowych płaszczy i czapek z pomponikiem. Uwielbiała czapki z pomponikiem.

Po zaglądnięciu do połowy przedziałów w końcu dotarły do reszty swoich przyjaciół. Choć trafniejszym określeniem byłoby raczej „znajomi”. Mimo, że z Poppy łączyła ich bliższa relacja, to Liz trzymała się z nimi tylko przez znajomość z Penelope. Nie żeby pałała to nich szczególną niechęcią. Po prostu dzieliło ich zbyt wiele. Lubili się w miarę i to wystarczyło zarówno Lucasowi, Victorii, Maureen, jak i Liz. Kiedy dziewczyny wtaszczyły swoje kufry do środka, przywitało je ironicznie klaskanie Lucasa.

- Brawo dziewczęta. Spóźnione jak zwykle. Idealne zakończenie roku. – Liz i Poppy tylko wyszczerzyły się do siebie i wyczerpane rzuciły się na wolne siedzenia.

- Widzisz Lizzie… mówiłam, że jeszcze będą nam klaskać. 

Parę godzin później cała piątka stała na peronie i rozglądała się dookoła w poszukiwaniu swoich rodzin. Liz od razu zrobiło się smutno na myśl, że nie zobaczy Poppy po wakacjach, tak jak to bywało przez ostanie sześć lat. Od następnego roku miała rozpocząć naukę w Hogwarcie. W szkole, do której chodził jej bliźniak James, a także Syriusz, czyli przyjaciel rodzeństwa, który mieszkał z nimi już od trzech lat i wszyscy traktowali go jak ich przybranego brata. Ta myśl nie sprawiała jej jednak przykrości. Nie mogła się bowiem doczekać powrotu do Anglii i spędzenia całego roku z bratem i jego przyjaciółmi.

Po pożegnaniu się z resztą grupy Poppy podeszła do Liz i przytuliła ją tak, jakby miały już więcej się nie zobaczyć.

- Pisz do mnie. Minimum raz w tygodniu. I ubieraj się ciepło. W tej twojej Anglii tylko wieje i leje na przemian. I nie szlajaj się w tym Hogwarcie z tabunem facetów. Obiecaj. – Liz zaśmiała się słysząc słowa przyjaciółki i pokiwała głową.

- Ty też do mnie pisz. Nie rozbieraj się za bardzo, bo noce bywają chłodne w tej twojej Hiszpanii. Ucz się pilnie i pomagaj słabszym.

Kiedy Poppy w końcu wypuściła z objęć swoją przyjaciółkę, ta posłała jej smutny uśmiech.

- Obiecuję.

- Obiecuję.

Potem obie ruszyły w przeciwne strony. Penelope w kierunku stojących nieopodal rodziców, którzy już na nią czekali, a Liz swojej cioci Christiny.

Christina Bloom, do której rodzina i przyjaciele mówili po prostu Chris, była wysoką brunetką o rozbrajającym uśmiechu, uroczymi dołeczkami w policzkach i ciepłym spojrzeniu. Była wulkanem energii, w wiecznie wyśmienitym humorze, gotowa do żartów. Nic w tym dziwnego, w końcu była siostrą Charles’a Pottera – ojca Liz. Tuż obok niej stał jej mąż. Oliver Bloom był zupełnym przeciwieństwem żony. Spokojny, cichy, na niekiedy szalone poczynania żony i jej rodzeństwa patrzył w przymrużeniem oka, zawsze udając irytację i znudzenie. Naturalnie Christina wiedziała, że to tylko pozory i jej mąż potrafi wykazać się ogromną pomysłowością i zachowywać spontanicznie. Pomimo swojego spokojnego charakteru świetnie dogadywał się ze „zwariowaną rodzinką Potterów”, jak miał w zwyczaju ich nazywać.

Elizabeth już z uśmiechem podeszła do wujostwa i przytuliła każde z osobna.

- To co? Gotowa? Idziemy? Za jakieś pół godziny odlatuje twój świstoklik do Doliny Godryka. Jeszcze zdążymy wypić szybką herbatę.

Po niezbyt przyjemnej dla Liz podróży, w towarzystwie starego, zużytego kalosza, w końcu wylądowała na ziemi i od razu rozglądnęła się dookoła. Stała przed opuszczoną i zaniedbaną ruderą. Dolina Godryka była zamieszkiwana zarówno przez czarodziei, jak i mugoli. Z tego powodu czarodzieje postanowili w jakiś sposób ukryć siebie i swoje domy przed wścibskimi spojrzeniami niemagicznych osobników. Dziewczyna po upewnianiu się, że nikt jej nie obserwuje, przeszła przez cudem trzymającą się płotu furtkę. Sekundę później stała już przed swoim rodzinnym domem, przed willą należącą do rodziny Potterów od wielu pokoleń.

- W końcu w domu. – szepnęła sama do siebie i wyciągnęła z torebki klucz. Nie zdążyła go jednak użyć, bo ktoś ją uprzedził i otworzył drzwi z drugiej strony. Dziewczyna przeniosła spojrzenie na stojąca przed nią osobę. Szeroki Uśmiech mimowolnie pojawił się na jej twarzy. - James!



środa, 4 października 2017

Witajcie!

Post ten znajdziesz również w zakładce "Zanim przeczytasz"

Witaj czytelniku!

Kilkoma słowami wstępu chciałabym wyjaśnić fabułę i powód powstania tej strony.
Od jakiegoś czasu prowadzę bloga o tematyce Huncwotów http://lily-james-i-ja.blogspot.com/ (zapraszam). Jego głównym założeniem byli Lily i James. Od dawna jednak większą przyjemność sprawia mi pisanie o Syriuszu i wykreowanej przeze mnie postaci - Liz.
Na tamtym blogu czułam coraz mniej głównej pary, a moim zdaniem za późno już na zmienianie przewodniego wątku. Dlatego stworzyłam to "coś".

Każdy blog o nich dzieje się w latach 70. Ja chciałabym wprowadzić nieco współczesności.
Naturalnie w szkole James nie będzie mógł nękać Lily SMS'ami prosząc ją o randkę, a Remus napisać wypracowania z transmutacji na swoim super nowoczesnym laptopie. Ale poza nią? Witamy w XXI wieku!

Wracając do tematu...
Historia miłosna, jak każda inna. On i ona - siostra jego najlepszego przyjaciela.
Syriusz mając 14 lat zwiał z domu i zamieszkał u Potterów. Przyjaźnili się odkąd poszedł do Hogwartu. Traktowali się jak rodzeństwo. Rodzice Jamesa i Liz pokochali go jak swoje własne dziecko. Jedyną przeszkodą przyjaźni chłopaków i Elizabeth była niemalże dziesięciomiesięczna rozłąką, kiedy to dziewczyna uczyła się w Beauxbatons. Na szczęście spędzali razem niezapomniane święta, ferie i wakacje.

James i Syriusz to szkolni przystojniacy i kawalarze. Oprócz Remusa i Petera przyjaźnią się także z Lily, Dorcas, Mary i Carmen - kuzynką Syriusza. Ale po co przedstawiać kogoś, kogo każdy zna... Przecież to Huncwoci!

Jak Hogwart przyjmie to, że w jego murach naukę rozpocznie "Huncwotka" z krwi i kości? Kto wymyśli najlepszą plotkę o powodzie jej przyjazdu?
Czy pomoże James'owi zdobyć jego ukochaną Evans? Czy Lily da mu szansę? Czy "futerkowy problem" Remusa nie zniszczy jego szansy na miłość? Czy Peter spełni swoje marzenie o własnej cukierni?

Wszystko zaczyna się w wakacje przed siódmym rokiem nauki.

https://www.wattpad.com/story/115848997-głupota-robiona-we-dwoje-•-huncwoci-i-liz